|
Rys. 1 |
Tytuł artykułu powinien brzmieć raczej: „Karta materiałowa, czyli największa zmora antropologa”. Nie chciałam jednak już na samym wstępie straszyć przyszłych entuzjastów etnografii i antropologii kultury. Faktem jest, że badanie kultury – przygotowania oraz praca w terenie są zarówno fascynujące, jak i męczące. W tym wypadku jednak jedno rekompensuje drugie i w ogólnym rozrachunku wychodzi na duży plus. Natomiast to, co dzieje się po powrocie z terenu (i o czym nikt nie mówi głośno), jest dla każdego badacza straszliwą katorgą. Dodać trzeba, że katorgą, której nie można uniknąć, bo byłoby to nieprofesjonalne, nieetyczne i w ogóle z wszech miar złe! Sprawa jest prosta – materiał został zebrany, było fajnie, było interesująco, a teraz żarty się skończyły i trzeba go utrwalić dla potomnych. I tu wkracza na scenę karta materiałowa, która jest przede wszystkim pomocą naukową badacza (np. przy pisaniu opracowań czy monografii), a w języku naukowym nazywana jest źródłem wywołanym (przez badacza oczywiście). Wygląda to to niewinnie, jest niewielkie – ma rozmiar A5, kilka rubryczek i pustą przestrzeń, na której ma zostać utrwalona kultura… To już tak niewinnie nie brzmi, więcej, wydaje się dość karkołomne i takie jest w istocie. Jak więc się do tego zabrać? Przede wszystkim należy nie zgubić notatek ani nagrań z terenu, co niektórzy z naszych młodych badaczy mają już za sobą, ale potraktujmy, to jako niezbędne i konieczne doświadczenie w karierze każdego antropologa. Gdy już udało nam się nie zgubić głównego źródła naszej etnograficznej wiedzy, należy to, co usłyszeliśmy w terenie nanieść na karty, przestrzegając kilku bardzo ważnych zasad.
|
Rys. 2 |
Na załączonych tu schematach kart (
rys. 1 i
rys. 2), wyjaśnię najważniejsze z nich. Wypełnianie zaczynamy od rubryki
A. Miejscowość, gmina, województwo dotyczą oczywiście tego miejsca, w którym wywiad był przeprowadzany. W kolejnej linijce wypisujemy imię i nazwisko Informatora (w naszym przypadku Informatorów). Rubryka badacz, to oczywiście miejsce na nasze imię i nazwisko (a co, niech potomni wiedzą, kto się tak namęczył), na samym dole wypisujemy datę przeprowadzenia wywiadu. Ten zestaw danych będzie taki sam na każdej kolejnej karcie tego konkretnego wywiadu. Rubryka
B, to zagadnienie ogólne, co oznacza po prostu temat naszych badań i również będzie powtarzało się na każdej kolejnej karcie. Problem pojawia się, gdy dochodzimy do rubryki
C, czyli numeru karty. Zasady etnograficznej biurokracji wymagają, żeby każda karta miała swój niepowtarzalny symbol/numer, który pomoże odróżnić ją od pozostałych, i w sytuacji kiedy będziemy już starymi etnografami z trzema milionami kart na koncie, pozwoli w tym gąszczu z łatwością znaleźć np. dziesiątą kartę z trzeciego wywiadu, albo 283 kartę, jaką zapisaliśmy w swoim życiu w ogóle. Jak? Pierwsza część numeru karty to „podpis” badacza, czyli literowy skrót, który oznacza: „Archiwum Prywatne Imię Nazwisko”. W standardowej sytuacji składa się więc z czterech dużych liter, w moim przypadku wygląda to tak: „APMP”. W niestandardowej sytuacji naszych badań projektowych, kiedy badaczy było kilku, zdecydowaliśmy się w formie oznaczenia wykorzystać pierwsze litery ich imion (w kolejności określonej przez samych badaczy. Nie dochodziliśmy, czy wybór tej kolejności wiązał się z rękoczynami czy też został przeprowadzony całkowicie pokojowo). Na drugą część numeru składa się kolejno: numer karty w karierze badacza w ogóle/alfabetyczne oznaczenie wywiadu (wywiad A, wywiad B, wywiad C etc.)/numer karty w obrębie tego konkretnego wywiadu.
|
Rys. 3 |
|
Nie było łatwo wytłumaczyć kwestię numeracji, dlatego mam nadzieję, że udało mi się to chociaż na tyle, że po kolejnej (piętnastej?) lekturze tego kawałka, każdy w końcu załapie o co mi chodzi :) Rubryka
D, to „zagadnienie szczegółowe”, czyli każde kolejne pytanie główne z naszego kwestionariusza. Tu mała dygresja: sposób przepisywania wywiadu jest ściśle związany z konstrukcją kwestionariusza, a ten jak wiemy składa się z pytań głównych powstałych na bazie kolejnych zagadnień, które badamy oraz pytań szczegółowych (na schemacie oznaczonych literą
E) mających na celu rozwinięcie danego zagadnienia. Z zagadnieniem szczegółowym wiąże się ważna zasada karty materiałowej – każda karta dotyczy tylko jednego zagadnienia szczegółowego (pytania głównego), nawet, jeżeli odpowiedź na nie zajmuje jedynie dwie linijki. Dla kolejnego zagadnienia należy stworzyć kolejną kartę. Może się oczywiście zdarzyć, że odpowiedź na jedno pytanie zajmie więcej niż jedną kartę, wtedy mnożymy karty tak długo jak to jest konieczne, starając się jedynie o to, żeby podziały były jak najbardziej przejrzyste. Oznaczając pytania szczegółowe tak jak to widzimy w punkcie
E, a pytanie dodatkowe przy pomocy podkreślenia, tak, jak w punkcie
F.
Na pierwszej karcie każdego wywiadu (
rys. 3) powinny znaleźć się dokładne dane Informatora oraz kilka dodatkowych
|
Rys. 4 |
informacji o nim, ważnych z punktu widzenia badanego tematu. Trzeba podkreślić, że informacje te powinny być znane jedynie badaczowi, jeśli (tak, jak w naszym przypadku) ma on zamiar publikować swoje karty gdziekolwiek, dane Informatorów (a przynajmniej ich nazwisko) powinny zostać odpowiednio utajnione. Nasz przypadek był niezwykły także z innego powodu, ponieważ każdego wywiadu udzielało kilku Informatorów (z reguły wywiad rozgrywa się w zestawieniu jeden na jeden – jeden badacz na jednego Informatora), dlatego też w każdym wywiadzie mamy kilka kart z danymi Informatorów – każdy Informator ma swoją kartę. Następną kartą (
rys. 4) jest karta obserwacji. Na niej zapisujemy wszystkie ogólne obserwacje z terenu. Staramy się opisać warunki, w jakich wywiad był prowadzony, samego Informatora, jego nastawienie, otoczenie, w jakim go spotkaliśmy i wszelkie informacje, które mogłyby wprowadzić w sytuację wywiadu, kogoś, kogo nie było z nami w terenie, a kto jedynie czyta naszą relację. Czasem możemy w tym miejscu umieścić także informacje o tym, w jaki sposób w ogóle do wywiadu doszło, jak pozyskaliśmy Informatora itp.
Ufff… Tyle na temat rozplanowania przestrzennego kart, teraz kwestia najważniejsza – sposób zapisu. Trzeba powiedzieć to głośno, choć budzi strach i szereg bolesnych wspomnień u badaczy - wypowiedzi Informatorów zapisujemy dokładnie i fonetycznie.
|
Rys. 5 |
Oznacza to ni mniej, ni więcej, że przepisujemy to, co nam powiedzieli słowo w słowo! Dlatego też wypowiedź Informatora najlepiej zapisywać kursywą i traktować jako cytat – zob. punkt
H, rys. 1. Dysponując nagraniem rozmowy praca nad przepisywaniem wygląda mniej więcej tak: play, pauza, przepisanie kilku słów, z uwzględnieniem pauz, westchnień, ochów, achów, wszelkich wykrzyknień, a nawet każdego „yyyy…”, „mmm…”, „yhm” itp. (zob.
rys. 5), play, pauza, play, pauza, play, pauza i tak tydzień albo i dwa:) Taka zabawa! Jednak jest to niezwykle ważne, ponieważ musimy utrwalić nie tylko to, o
czym Informator nam opowiada, ale także w pewien sposób jego samego –
jego sposób mówienia, temperament, sposób budowania zdania, powtórzenia,
gwarę/dialekt, którym się posługuje, wtrącenia, których używa, momenty,
w których się śmieje lub płacze oraz momenty, w których zastanawia się
nad odpowiedzią – to wszystko jest bardzo ważne dla wyników naszych
badań.
Kilka razy wspomniałam już, że nasze projektowe badania były niestandardowe, ponieważ Informatorów w każdym przypadku było kilku. Ten fakt także musieliśmy jakoś odnotować w sposobie zapisu. W końcu ważne jest, czy daną myśli wypowiada jeden Informator, czy jest to wypowiedź kilku osób, które dopowiadają kolejne informacje. My oznaczyliśmy Informatorów, tak jak to widać w punkcie
G. Jest to skrót oznaczający Informator 1, Informator 2, Informator 3 itd. W ten sposób możemy także śledzić, w jaki sposób rozmowa rozwijała się dzięki temu, że Informatorów było więcej i każdy opowiadał o własnych doświadczeniach pobudzany czy inspirowany przez wypowiedzi innych. Jest to, jak już powiedziałam, niestandardowy sposób prowadzenia wywiadu, ale też (jak się okazało) bardzo interesujący i pozwalający zebrać wiele informacji, których być może nie udałoby się wyciągnąć od samotnego Informatora. W końcu nic nie pobudza do opowiadania o sobie tak, jak opowieści kogoś innego.
Tyle o kartach. Muszę przyznać, że stworzenie tego wpisu było niemal równie karkołomne, jak przepisanie dwugodzinnego wywiadu i mam nadzieję, że chociaż w podobnym stopniu przysłużyło się dobru ludzkości.
(MP)