poniedziałek, 22 lipca 2013

Tajemnice starych budowli


Nic tak nie prowokuje do działania jak ... uczucie pustki po morderczej i satysfakcjonującej pracy. Kącik urządzony, badania wykonane - plany skończone w 100% z małym naddatkiem a przed tobą wizja odpoczynku, błogiego wakacyjnego leniuchowania (zaznaczam: zasłużonego) i ... zaczynasz czuć się nieswojo w nowej rzeczywistości.

Owa pustka wpędziła nas wszystkich w Dziale w małą depresję i skłoniła do poszukiwania nowych pomysłów: jak tu się nie rozstać z tą Etnografiką. A jak człowiek szuka guza, to go znajdzie, a my znaleźliśmy strych w budynku Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu przy ulicy Korfantego 34. Co ma wspólnego strych z guzem poza możliwością rozbicia sobie szacownej głowy o spróchniałe belki stropowe? Ano dużo, bo strych jest piękny i tak jak sama Etnografika mobilizuje do działania. Patrzysz i żal ci nie wykorzystać takich plenerów. Romantyczne światło wpadające przez zakurzone okiennice, przedmioty z minionych epok zatopione w mrocznej poświacie, wysokie sklepienie usłane gąszczem belek i stara szafa, niczym ta z naszego kącika etnograficznego tudzież drzwi do Narnii przypominająca ... jak tu nie popaść w nostalgię i nie zacząć rozmyślać o świecie minionym, upływie czasu i takie tam.
A że dwa problemy (pustka po + strych) łatwiej unieść razem niż osobno, postanowiliśmy zadziałać z Etnografiką na strychu. Do pomysłu dał się namówić Bartek Królik, którego również oczarowało to miejsce - idealne na spot reklamowy czyli bajkowo - filmowy obrazek ilustrujący nasze poszukiwania korzeni. Do działania od razu zapaliło się przedszkole TIKA z Bytomia (nasz niezmiernie aktywny i ulubiony partner), które oddelegowało na akcję strychową dwójkę uroczych, 6 - letnich aktorów i zainwestowało w realizację trochę grosza (artyści wymagają do pracy jednak ludzkich warunków:).
A sam budynek przy ulicy Korfantego? Patrząc z zewnątrz zachwyca bajkową architekturą zaprojektowana przez Waltera Kerna pod koniec XIX w. Podziw budzi genialna pod względem akustycznym sala im. Gorczyckiego, ozdobiona migotliwymi witrażami. Drewniane schody, kamienne posadzki, ornamentacyjne detale, jednak to właśnie w takich zapomnianych zakamarkach można uchwycić czas, odkryć historię i znaleźć moment na refleksję.  Delektujcie się z nami. Jest czym. A film? Niebawem:)

















(AR)

sobota, 6 lipca 2013

Opowieści z Ornontowic - kwestie żywieniowe

Życie rodzinne - jeden z tematów naszych badań, temat bardzo szeroki, na który składa się wiele wątków oraz sfer, które przeplatają się ze sobą, zarówno w codzienności, jak i od święta. Część naszych młodych badaczy stawiła mu dzielnie czoła pytając nasze Informatorki między innymi o to, jak rodzinę założyć, utrzymać, powiększyć, nakarmić itp. Nie było łatwo, ale nasza dociekliwość się opłaciła! Teraz, w kolejnych częściach chcemy zaprezentować wyniki prowadzonych na przełomie marca i kwietnia rozmów oraz dojść do ładu z tym, jak to wszystko na tym naszym Śląsku wyglądało. Zaczniemy od najważniejszej, dla każdego żyjącego na Ziemi człowieka, kwestii – pożywienia. Sposób jego zdobywania i przyrządzania decyduje o sposobie, w jaki żyjemy. Naprawdę!
Zanim przywołamy najciekawsze opowieści naszych Informatorek z Ornontowic wytłumaczymy, że zgodnie z ideą archiwizacji wyników badań terenowych, odpowiedzi przytaczane są bardzo dosłownie. Dokładnie tak, jak zostały wypowiedziane – fonetycznie. To wszystko ma ogromne znaczenie dla prawidłowego odczytania sensu tych wypowiedzi oraz sposobu wypowiadania się Informatorów. Panie opowiedziały nam, jak życie w rodzinie wyglądało kiedyś, kiedy były jeszcze dziećmi. Każda z Pań otrzymała w naszym zapisie odpowiedni symbol – I1, I2, I3 i I4, to nic innego, jak: Informatorka 1, Informatorka 2, 3… itd. Taki sposób zapisu wynika między innymi z postanowień kodeksu etnografa o ochronie danych Informatorów oraz anonimowych analizach wyników badań. No, ale bez mnożenia zbędnych wstępów formalnych, przejdźmy do zapowiedzianych w tytule kwestii żywieniowych:

„Każdy mioł kawałek pola (…) Krowa, kaczki… W każdym domu najczęściej była krowa, chociażby tylko jedna. Były zawsze świnie albo kozy, albo barany albo kury, to było wszyndzie. Kaczki jeszcze. I z tego się dużo żyło. (…) I zawsze każdy, przy każdym domu było trocha pola. To tam się trochę zboża, trochę kartofli posadziło (…) Z tego my żyli, z tego się żyło. Bo kiedyś rodziny były większe takie…. To przeważnie z tego pola żyli, no. (…) Człowiek miał wszystkie swoje rzeczy, to było i mleko, i z mleka się robiło yyy… twaróg, i masło się robiło ze śmietany. Zabiło się tam yyy… jakąś świnię, to było mięso (…) Wszędzie były gęsi… kaczki… kury…, a teraz to można na palcach policzyć, gdzie coś jest”.  [APKIE 7/A/7]


Wypowiedź ta potwierdziła nasze wyobrażenia o tym, jak kiedyś wyglądało życie na śląskiej wsi. Były gospodarstwa, dzięki którym można było zapewnić sobie pożywienie bez pomocy sklepów, delikatesów, hipermarketów i innych tego typu wynalazków.

I2:  „Były sklepy… ale tak jak już mówiłam przedtem…” I4: „Większość swoja była żywność…” I2: „Było zboże… z tym zbożem, z żytem czy z pszenicą jechało się do młyna, były kiedyś młyny, tam się, y, mieliło te, te zboże na mąkę… i była swoja mąka! Pełny… pełny wór… był mąki i się tylko szło tam gdzieś na góra, na strych, brało się mąkę, tyle ile trzeba było do jakiegoś pojemnika w domu” I3: „A z odpadów z tej mąki to był szrut, to się nazywo… to znowu na żur, te takie otręby to, to żur” I1: „A poza no to… chlyb! (…) się piekło swój chlyb” I3: „I do piekarza my wozili…” I2: „U nas w domu na przykład był piekarnik i się w domu piekło chleb” I3: „Abo u piekorza” I2: „No a poza tym, no, co jeszcze? No cukier na przykład. Na gospodarstwach, gdzie było gospodarstwo na przykład, bo moi rodzice mieli gospodarstwo, to uprawiało się buraki cukrowe. Jak się buraki cukrowe oddawało do cukrowni, to potem był przydział cukru. Się dostawało za te, no jakieś tam pieniążki, ale dostała też, eee… przydział cukru” I4: „Ale się gotowało też syrop! Syrop z buraków cukrowych się gotowało. To było lepsze jak miód. To było tak na chleb posmarować. Coś pysznego to było! To takie gęste, brązowe” I1: „Ogórki to były w domu, się robiło, to się zaprawiało do słoików. Dużo kompotów się robiło, bo były swoje owoce, w sadach były… Jarzyny nawet się przerabiało zimą” I4: „Kapusta, nie?” I2: „Kapusta się kisiło, ogórki… także to wszystko się robiło, także to było swoje jedzenie (…) I4: „Abo jak zabili świnia, nie? To… e… dawali do beczki… mięso zakolali i to było na długo. Potym wędzili” I1: „Potym to się uwędziło i zaś było, nie?” I2: „No, bo nie było lodówek… pamiętajcie, że nie było lodówek. To jak się taką świnię zabiło, tego, tego mięsa było dużo. To tak jak ten… abo na przykład…”
 I1, I3: „Do słoików, do słoików się dawało!” I1: „Moja mama robiła tak… mięso, potem piekła i zapiekała i do wontloka… i potym zamykała tustym i się zagotowywało w słoikach” I2: „A myśmy na przykład rolady robili, czy… czy mielone".
  [APKIE 11/A/11 i APKIE 12/A/12]

No i po co nam sklepy? No, po co? Owszem, praca w gospodarstwie nie była łatwa, wymagała wiele wysiłku, dzieci musiały dzielnie pomagać rodzicom, a cała energia skoncentrowana była wokół wytwarzania i przetwarzania żywności. Ale jaka to była żywność!
 
I2: „Słuchajcie dziewczyny, moja matka też piekła chleb. To były takie bochenki, okrągłe… a ja chodziłam wtedy tam do Bytomia do szkoły, do technikum. No to jak przyniosłam taki świży chleb, to on tak pachniał, że na przerwie koleżanki z miasta godają: Dej mi tyn chleb ze szmalcem! Dej mi tyn chleb z szmalcem, ja ci dam bułka z szynką! Po prostu chciały się zamienić, bo oni te bułki miały na co dzień, a tyn chlyb tak pachniał… jeszcze ze smalcem, jeszcze ze szczypiorkiem posypany, czy coś takiego… czy z samym masłem nieraz było… To tak to pachniało, że aż w całej klasie to było… to one się biły o ten chleb, one chciały ten… ten swojski chleb. A ja zaś była zadowolona, że se bułka mogła zjeść, bo ten chleb miała na co dzień (śmiech)” [APKIE 15/A/15]

I3: „Ja jak żech do roboty chodziła, mielimy w doma kury, to przeważnie mama… jajka trzeba było zjadać… Ja już takie miałach nerwy na te jajka, to żech się potem znalazła jedna taka pani, co była z miasta i bardzo uwielbiała takie… jajka swojskie. To ja jej to jajko sprzedała, a w kiosku se kupiła kiełbasy szynkowej piętnaście deko (śmiech)” [APKIE 16/A/16]

Przytoczone tu wypowiedzi, to tylko część tego, co można znaleźć na naszej wystawie etnograficznej. W kąciku edukacyjnym dostępne są karty z zapisem 9 wywiadów przeprowadzonych przez gimnazjalistów w Ornontowicach, a zbiór ten wkrótce się powiększy! W kolejnym odcinku naszych opowieści z Ornontowic postaramy się uporządkować kwestie podziału obowiązków w rodzinie, wychowania i edukacji dzieci oraz życia towarzyskiego… Będzie interesująco!

(MP)
onload='show_it();'