sobota, 28 listopada 2015

Nie taka etnografia straszna...!

Nasi młodzi badacze w trakcie badań


Hej! To my!

Działo się tak wiele, że nawet nie zdążyliśmy się pochwalić, że nasze badania terenowe skończyły się sukcesem.  Było sporo pytań, jeszcze więcej odpowiedzi, a efektem są pięknie wykonane, spisane słowo w słowo wywiady etnograficzne.

...chochlik fotograficzny pozmieniał nam datę w aparacie! ;)
Teraz pracujemy zupełnie nad czymś nowym i w zmienionym, powiększonym składzie (w projekcie biorą obecnie udział aż dwie klasy z gimnazjum nr 9!). Będziemy poznawać wybrane przez gimnazjalistów wycinki kultury śląskiej (kuchnię, gwarę, modę, zwyczaje świąteczne itp) w dwóch perspektywach: dawnej i obecnej. Najpierw gimnazjaliści dowiedzą się, jak dane zjawisko kulturowe wyglądało 100 czy 200 lat temu na Śląsku, a później sami spróbują zbadać ten sam problem w chwili obecnej. Będzie to się wiązało ze zbieraniem materiałów, przeprowadzaniem wywiadów, fotografowaniem, zbieraniem i opisywaniem przedmiotów a nawet z kręceniem filmów. Na pierwszy ogień poszły dawne wierzenia śląskie, a szczególnie śląska demonologia.


Prawie każde dziecko wie czym jest np. wampir i jak się go pozbyć (osikowy kołek jest idealny, ale czosnek też sprawdza się nieźle). Dzięki filmom, grom i książkom coraz częściej jednak znamy zagraniczne potwory, takie jak odwieczne wilkołaki czy współczesny Slenderman. A przecież Górny Śląsk także posiadał dawniej swoje własne, oryginalne i tajemnicze strachy, których próżno szukać w innych regionach Polski i świata! Kto dzisiaj wie, czym była Chabernica, Fajerman czy Jaroszek? Upiory te nie tylko straszyły naszych przodków, ale i wyjaśniały liczne zjawiska, na które ówczesna nauka nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Nie mniej ważne było to, jak wyglądały, komu zagrażały i przede wszystkim jak się przed nimi bronić? Poniżej przedstawiamy zasady BHP - Bezpieczeństwa i Higieny Polowania na śląskie potwory. 

Wysokie, posępne, w czarnej szacie,
z nożycami i wielkimi zębami?
To musi być Strzyga!
Będąc nad wodą koniecznie uważajcie na Utopce! Kim były te tajemnicze istoty? Utopce były demonami wodnymi znanymi na całym świecie. Śląskie utopce charakteryzowały się jednak czerwonym ubrankiem i niewielkim wzrostem. Poza tym przypominały człowieka ociekającego wodą, chociaż zdarzało się, że czasem jeden lub drugi Utopiec miał żabie oczy czy błonę między palcami. Poza Utopcami istniały również Utopcule (czyli kobiety-Utopce) a nawet Utopczęta (dzieci Utopca)! 

Jeśli chcecie dożyć sędziwego wieku lepiej wystrzegajcie się spacerów po zmierzchu, szczególnie w okolicach cmentarzy, ponieważ może napaść Was Strzyga. Strzygi są niebezpieczne dla wszystkich żywych ludzi, ponieważ żywią się ludzką krwią. Najbardziej narażone na ataki są osoby mieszkające niedaleko cmentarzy, bowiem do nich Strzygi mają najbliżej, a więc przychodzą najczęściej. Poza kąsaniem ludzi Strzygi podobno z wielką przyjemnością oddawały się również niszczeniu przeróżnych przedmiotów, np. ubrań. Jeśli ktoś obraził Strzygę musiał się liczyć z tym, że ulubione galoty albo najładniejsza chustka zostaną przez Strzygę pocięte nożycami. 

Żytnia Baba i Strzyga... Nie jest dobrze...!
Również słoneczne południe nie daje wytchnienia, ponieważ kiedy słońce jest najwyżej pojawiają się Południce. Południce pojawiały się przede wszystkim w zbożu, ale czasem można je było spotkać również na miedzach i między polami. W przeciwieństwie do większości demonów i potworów pojawiały się właśnie w ciągu dnia, w samo południe. Jak mogło się skończyć spotkanie z nią? Raczej mało przyjemnie. Południce napadały żniwiarzy i uśmiercały ich na różne sposoby, np. dusząc, łamiąc kości, zsyłając chorobę a nawet obcinając nieszczęśnikowi głowę. Zdecydowanie lepiej unikać pracy w południe... 

Na polach i łąkach poza Południcami pojawiały się również Fajerman. Był on jedną z odmian Błędnych Ogników, które lubiły zwodzić ludzi na manowce. Wyobrażany był jako wysoki mężczyzna bez głowy, z którego szyi bucha ogień. Fajermani pokutowali w ten sposób za grzechy, które popełnili za życia. 
Nie wszystkie stwory były jednak tak straszne, niebezpieczne czy złe. Przykładowo Bzionek to mały, śląski demon, którego można uznać za leśnego duszka opiekuńczego. Przybierał postać niedużego ludzika i mieszkał pod krzakami czarnego bzu. Podania mówią, że Bzionek był wielki jak palec, a mimo to potrafił wystraszyć rzeźnika! Nic w tym dziwnego – pod bzem lubiły mieszkać dusze zmarłych i różne inne, nie zawsze przyjazne stwory. Bzionek był pod tym względem przyjaznym wyjątkiem.

Jeśli chcecie wiedzieć więcej zapytajcie naszych młodych badaczy z gimnazjum nr 9 w Bytomiu. Możecie też zadzwonić do Działu Edukacji MGB i zapytać o lekcję Wampiry, zmory i upiory czyli co straszyło naszych przodków? a uzyskacie wszelkie informacje (tel.: [32] 281 82 94 w. 127).

wtorek, 28 kwietnia 2015

Badacz do zadań specjalnych czyli w grupie raźniej!

Praca wre....!
Wiosna w pełni, wszystko budzi się do życia, słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają, pszczółki pracują w kwieciu kwietniowym, a etnograf męczy się z kwestionariuszem wywiadowym... 
Powoli przechodzimy w naszym projekcie z teorii do praktyki i już niedługo, wręcz już za momencik, nasi adepci wyruszą w teren na samodzielne badania etnograficzno-antropologiczne. Zanim to jednak nastąpi pracują zawzięcie i przygotowują swoje zestawy pytań, które zamierzają zadać swoim przyszłym informatorom. 

W tym roku, w odróżnieniu do poprzedniej edycji naszego projektu, będziemy badać kulturę kresową obecną w życiu naszego miasta. Informatorami będą Polacy z Kresów Wschodnich, którzy od lat mieszkają w Bytomiu. Ponieważ nasi gimnazjaliści doskonale wiedzą czym jest kultura i co jest od niej zależne, będziemy pytać nie tylko o pochodzenie rodzin naszych informatorów i wspomnienia dotyczące przenosin do Bytomia, ale także o relacje sąsiedzkie ze Ślązakami, o szkołę, kuchnię, język, stroje i o zmianę kultury w czasie. Nasi uczniowie z gimnazjum nr 9 mają nadzieję, że w ten sposób uda im się uchwycić mieszanie się kultury kresowej, śląskiej i polskiej, oraz dostrzec zmianę tych kultur w czasie w obrębie jednego miasta. Trzeba przyznać - bardzo ambitne zadanie! Dlatego tym ważniejsze są odpowiednie przygotowania.

W czasie ostatnich zajęć intensywnie pracowaliśmy nad wspólnym kwestionariuszem pytań (pozwoli nam to później porównać materiały zdobyte przez wszystkie grupki badawcze i w ten sposób wyciągnąć dokładniejsze wnioski).
Grupa druga prezentująca swoje propozycje
pytań do kwestionariusza.
Do zaproponowanego przez prowadzącą przykładowego szkieletu rozmowy, uczestnicy projektu wymyślali pytania zarówno główne jak i szczegółowe. W efekcie powstał bardzo zgrabny kwestionariusz, który już niedługo będziemy testować w praktyce. 

Na razie jednak trzeba przygotować się do badań. W tym celu wszyscy uczestnicy zostali podzieleni na grupy badawcze. Każda taka grupa składa się z kilku wyspecjalizowanych jednostek, którym zostało przydzielone konkretne zadanie do wykonania. Wyboru ról dokonaliśmy wspólnie w oparciu o predyspozycje, zdolności i chęci naszych adeptów antropologii. Możemy więc wymienić następujące stanowiska: 

Główny pytający – jest to osoba odpowiedzialna za prowadzenie wywiadu z informatorem, zadawanie pytań, zdobywanie informacji i ogólny przebieg rozmowy. 

Rejestrator nagrania – jednostka odpowiedzialna za dyktafon (lub inny rejestrator dźwięku), nagrywająca całą rozmowę, pilnująca by wszystko się nagrało oraz by nagranie bezpiecznie dotarło na dysk komputera i nie zostało skasowane. 

Rejestrator otoczenia – główny obserwator odpowiedzialny za notowanie wszystkiego, co się dzieje w czasie wywiadu. Uwzględnia wygląd środowiska, postawę i zachowanie informatora, jego reakcję na konkretne pytania i sposób odpowiadania (każdą reakcję musi oznaczyć numerem, który odpowiada zadanemu pytaniu).
Burza mózgów (ostatecznie nikt nie powiedział, że
stworzenie dobrego kwestionariusza jest łatwe!)

Skryba – osoba (minimum jedna) odpowiedzialna za przepisanie nagranego wywiadu w sposób dokładny, z uwzględnieniem zadanych pytań z kwestionariusza i notatek z otoczenia. Do tego dochodzą wszystkie odpowiedzi i reakcje informatora (westchnienia, śmiechy, jęki itp.). 

W efekcie współpracy czterech wyżej wymienionych specjalizacji powstanie dobry, merytoryczny i dokładny zapis wywiadu, który zasili materiały naszego muzeum.  Będziemy mieli bowiem dostęp nie tylko do odpowiedzi na pytania, ale także dowiemy się jak informator reagował na pytania, jak się zachowywał i co działo się wokół. Są to informacje niezwykle ważne, ale gimnazjaliści doskonale rozumieją wagę kontekstu i wiedzą, że muszą zanotować ile tylko się da.

Oczywiście spośród wymienionych osób trzeba było wytypować jeszcze jedno ważne stanowisko czyli szefa grupy. Szef jest osobą podejmującą decyzje oraz rozdzielającą polecenia, ale także osobiście odpowiedzialną przed prowadzącą zajęcia, by każdy w grupie wywiązał się ze swoich zadań. Duży prestiż, ale i wielka odpowiedzialność.

Mając gotowy kwestionariusz i rozdzielone zadania możemy szykować się do wyjścia w teren. Zanim to jednak nastąpi trzeba się spakować na wyprawę i ostatecznie przygotować. Ostatecznie dobry badacz terenowy jest przygotowany na każdą ewentualność. 
Szczegóły już wkrótce!

(ZO)


środa, 18 marca 2015

Trening czyni badacza!

Mówi się, że to trening czyni mistrza. Wierząc w prawdziwość tego stwierdzenia postanowiliśmy naszych młodych adeptów antropologii rzucić na głębokie wody, żeby sami w praktyce zobaczyli, jakie straszliwe rzeczy mogą się czaić na ich ścieżce badawczej. Lecz mimo pewnego dramatyzmu zabawa była udana.

Jak zwykle zajęcia zaczęliśmy od odrobiny teorii, tym razem na temat „jak badacz powinien zachować się w terenie?”. Innymi słowy omówiliśmy dokładnie kodeks prawdziwego etnografa, czyli co badacz musi zrobić, a czego kategorycznie nie może. Wymieniliśmy m.in.:
I – nie oceniamy i nie wartościujemy kultur, ludzi ani ich zwyczajów i przekonań
II – zachowujemy uczciwość i dyskrecję w zdobywaniu informacji. Zawsze prosimy informatora o zgodę na przeprowadzenie wywiadu i wykorzystaniu materiałów w celach badawczych
III – chronimy zdobyty materiał
IV – zachowujemy powagę i profesjonalizm. Nie komentujemy odpowiedzi, nie przerywamy informatorowi, nie naciskamy, zachowujemy się grzecznie i uprzejmie
V – przestrzegamy zwyczajów i przyjętych norm zachowań
Teoria badań terenowych wcale nie jest taka łatwa.
Burza mózgów trwa.
Na tym jednak nie koniec. Rozważając kwestię prowadzenia badań w terenie musieliśmy również zastanowić się nad podstawową kwestią, czyli tematem tychże badań. W czasie dyskusji gimnazjaliści doszli do wniosku, że:
- im mniejszy jest nasz obszar badawczy, tym więcej czasu możemy poświecić na jego dokładne zbadanie (innymi słowy dokładniej przebada się jedno plemię niż trzy, tak samo jak dowiemy się więcej badając jeden element kultury niż całą kulturę itd.)
- trzeba szukać problemów, którymi moglibyśmy się zająć. Jednakże w przypadku badania własnej kultury wiele rzeczy może badaczowi umykać, ze względu na „oczywistość” (ostatecznie ma to na co dzień, jest do tego przyzwyczajony i nie dostrzega w tym niczego ciekawego). Dlatego należy spróbować postawić się w miejscu „kosmity”
- wychodząc w teren trzeba mieć jakieś założenia i wiedzę teoretyczną (innymi słowo trzeba wiedzieć, czego się szuka), ale trzeba też być elastycznym, żeby nie podciągać wszystkiego pod wcześniej wymyśloną teorię.
Wszystko to jest jednak czczą gadaniną, jeżeli zapomni się o podstawowym źródle informacji o kulturze, czyli o człowieku! Dobry informator to bezcenny skarb dla każdego badacza. Wszystko objaśni, rozjaśni wątpliwości, wyprowadzi z błędu i odpowie na pytania. Jednakże nie należy zapominać, że nasz informator to nie jest Wikipedia na nóżkach, tylko żywa osoba, która siedzi z nami przy stole, patrzy na nas i zastanawia się po co te wszystkie dziwne pytania. Gimnazjaliści zauważyli m.in., że: w czasie rozmowy trzeba dostosować język do informatora (czy pytanie dotyczące ludycznych aspektów fazy postliminalnej rytuału przejścia będzie zrozumiałe dla Pani Ziuty?); to, że informator o czymś mówi, nie znaczy od razu, że w to wierzy (wypowiedź: „Święta spędzam w rodzinnym gronie. Najpierw dzielimy się opłatkiem, potem jemy kolację, a następnie czekamy na Mikołaja” niekoniecznie oznacza, że nasz siedemdziesięcioletni informator wierzy w św. Mikołaja); pozornie ta sama czynność może mieć różne znaczenie (można mrugnąć żartobliwie, zalotnie, konspiracyjnie albo po prostu mieć tik nerwowy); wszystko trzeba dokładnie notować, bo informacja zapisana na papierze traci swój kontekst (na pytanie: „Czy lubi Pan swoją pracę?” informator może odpowiedzieć: „ O tak, jest super”. Ale czy z tego zapisu możemy z całą pewnością ocenić czy informator faktycznie lubi swoją pracę? Może mówi o niej z ironią i przekąsem? Dlatego koniecznie musimy zanotować informacje, które pomogą nam później to ocenić, np. wyraz twarzy czy pozycję ciała naszego informatora).
Badacz w starciu z informatorem-olewatorem. Ten znudzony wyraz twarzy,
założone ręce i kiwający się w powietrzy trampek mówią wszystko...!

Każdy jednak jest mądry niczym Malinowski, jeśli tylko siedzi na krzesełku i bez zobowiązań deklaruje swoje hipotetyczne zachowanie w jakiejś sytuacji. Żeby przetestować teorię w praktyce na naszych młodych badaczy czekało nietypowe zadanie w postaci zabawy aktorskiej. Z grupy zostały wybrane osoby, które wcieliły się w rolę badaczy, w czasie kiedy ich koleżanki i koledzy wcielali się w rolę informatorów. Badacze
mieli przeprowadzić krótki wywiad na dany temat, próbując poprowadzić rozmowę w taki sposób, by dowiedzieć się konkretnej rzeczy. Nie było to jednak proste zadanie. Informatorzy zostali bowiem „wyposażeni” w różne cechy charakteru, które miały utrudnić badaczowi pracę. Był więc łatwo poddający się wzruszeniom informator-romantyk, znudzony rozmową informator-olewator, niepewny siebie informator „ale ja nie wiem”, niezdyscyplinowany informator-gaduła, a także informator-kłamczuch a nawet informator-śmieszek, który nie potrafił przestać chichotać. Reszta grupy w tym czasie obserwowała i notowała całą sytuację, starając się zebrać jak najwięcej informacji o temacie rozmowy, ale także wyłapać potencjalne błędy badacza. Jedno trzeba stwierdzić – badacze i obserwatorzy spisali się na medal, a informatorzy powinni otrzymać Oscara. :) 

Zdobytą w teorii i praktyce wiedzę będą mogli przetestować już niedługo. Ale najpierw czeka nas przygotowanie kwestionariusza. Do następnego razu!

(ZO)

środa, 4 marca 2015

Co ma piernik do badań terenowych?

Tytuł dzisiejszego wpisu jest być może enigmatyczny, ale wszystko wyjaśni się dalej. Również nasi młodzi adepci byli mocno zaskoczeni wspomnianym piernikiem, ale po kolei.

Na ostatnich zajęciach grupa uczniów z gimnazjum nr 9 w Bytomiu zapoznawała się z zagadnieniem kultury, rozumianym na różne sposoby jako sztuka, dobre wychowanie, ale przede wszystkim styl życia jakiejś grupy osób (plemienia, subkultury czy narodu). Tym razem poszliśmy o krok dalej – skoro mamy przeprowadzać prawdziwe, naukowe badania terenowe, to chcąc nie chcąc trzeba zacząć od ich historii.

Wbrew pozorom dawno temu antropologowie nie wyruszali samodzielnie w teren, a siedzieli w swoich wygodnych gabinetach (nie bez powodu nazywa się ich dzisiaj „badaczami gabinetowymi”), pykali z fajeczki i tworzyli liczne antropologiczne teorie o kulturach ludzi, których nigdy na oczy nie widzieli. Zamiast tego zadowalali się książkami i relacjami osób, które z różnych powodów znalazły się w dalekich krajach – misjonarzy, podróżników, kupców czy wojskowych, którzy oczywiście nie mieli żadnej wiedzy antropologicznej i etnograficznej, a do tego zwracali uwagę przede wszystkim na egzotyczne ciekawostki i często koloryzowali fakty, a nawet zmyślali różne opowieści.
Maria Antonina Czaplicka -
"antropolożka badająca, która żadnego terenu się nie bała!"

Dopiero kolejne pokolenia antropologów doszły do wniosku, że takie teorie niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. A żeby się dowiedzieć, jak jest naprawdę, należy się spakować, pojechać w wybrane miejsce i najzwyczajniej w świecie zapytać. Co odważniejsi zaczęli więc pakować plecaki i stopniowo wyruszać w teren, by naprawdę poznać kultury ludzi, o których zamierzali pisać.  Takich badaczy było wielu, ale my postanowiliśmy zapoznać naszych adeptów z dwoma badaczami z naszego własnego podwórka – szeroko znanym Bronisławem Malinowskim oraz jego równolatką, niesłusznie zapomnianą pierwszą polską antropolożką, Marią Antoniną Czaplicką, która udowodniła, że nawet roczna podróż saniami przez Syberię nie jest straszna dla zawziętej absolwentki antropologii! 

Gimnazjaliści zapoznali się z odmiennymi metodami działań obu badaczy. Malinowski preferował bowiem stały pobyt w badanej grupie, dzięki czemu bardzo dokładnie poznał kulturę tubylców z Nowej Gwinei. Czaplicka natomiast zdecydowała się na tzw. badania surveyowe, czyli podróżowanie z miejsca na miejsce, by poznać i porównać większą liczbę kultur. Obie metody miały oczywiście swoje plusy i minusy, ale przyczyniły się do rozpowszechnienia badań terenowych i bezpośredniego nawiązywania kontaktu z obcymi kulturami.
Bronisław Malinowski również prowadził badania w terenie,
ale wybrał trochę cieplejsze klimaty niż panna Czaplicka :)

Po takiej ilości wiedzy teoretycznej przyszła pora, by gimnazjaliści przekonali się na własnej skórze, czy badania terenowe są takie proste jak się wydają – no bo czy to może być trudne, siąść i pogadać z jakimś wytatuowanym szamanem z lasów tropikalnych? A owszem, i to bardzo! I tu właśnie pojawia się nasz tytułowy piernik.

Metodą małych kroczków gimnazjaliści zostają wprowadzeni w tajniki badań kulturowych. Na razie, w ramach treningu, sporządzali w grupach opisy kulturowego dziedzictwa materialnego czyli innymi słowy przedmiotów używanych dawniej i dziś. Grupa męska otrzymała do opisu galandę czyli wieniec śląskiej panny, grupie dziewcząt trafiła się stara forma piernikarska, a grupie mieszanej – gasidło do świecy. Pierwsza część warsztatów polegała na stworzeniu samodzielnych opisów przedmiotów. W drugiej części warsztatowicze mieli przygotować opis jeszcze raz, ale teraz mogli posiłkować się kwestionariuszami, w których znalazły się szczegółowe pytania o kształt przedmiotu, jego wielkość, kolor i materiały z których został przygotowany, następnie pytania dopytujące, czy wyżej wymienione cechy (kolor, wielkość itd.) są całkowicie bez znaczenia czy też są z jakiegoś powodu ważne. Dalej znajdywały się pytania o dawne i obecne funkcje opisywanego przedmiotu oraz sposób jego wykonania (kiedyś i w czasach współczesnych). Gimnazjaliści zgodnie stwierdzili, że druga metoda opisu jest o wiele przyjemniejsza i prostsza (wiadomo o co zapytać, żadne pytanie „nie ucieka”, analiza jest systematyczna itd.), a równocześnie opisy są pełniejsze, bogatsze w informacje i dzięki sporządzeniu ich w oparciu o ten sam zestaw pytań dają możliwość późniejszego porównania ze sobą przedmiotów wszystkich trzech grup. To ćwiczenie pokazało nam nie tylko jak trudno badać kulturę, ale też jak pomocny w prowadzeniu badań jest kwestionariusz. 

"Wytwory kultury materialnej" dla naszych gimnazjalistów -
galanda, forma piernikarska i gasidło do świecy.

Oczywiście badanie żywej kultury jest zawsze trudniejsze. To kontakt nie z przedmiotem, ale przede wszystkim z człowiekiem, który myśli, czuje i ocenia antropologa, nie jako badacza, ale właśnie jako człowieka (nierzadko człowieka dziwnie ubranego, który wszędzie chodzi z notatnikiem i zadaje głupie pytania o rzeczy oczywiste!). Niewątpliwie nie możemy jako badacze podejść do obcej osoby i podtykając dyktafon pod nos z marszu wystrzelić: „Dzień dobry, jestem antropolog Jasio Iksiński, prowadzę badania terenowe o waszej tkance kulturowej, co pani sądzi o obowiązujących obecnie zwyczajach funeralnych?”. Dlatego o tym, jak każdy szanujący się badacz powinien się zachowywać w terenie, będziemy się uczyć na naszym następnym spotkaniu, które odbędzie się już niedługo. Czekajcie na relację i trzymajcie za nas kciuki!

(ZO)

piątek, 16 stycznia 2015

Wielki powrót Etnografiki! Przygotowani, do startu, start!

I oto jesteśmy! Po (nie ukrywajmy) dość długiej przerwie wracamy pełni werwy i energii z nową odsłoną naszego etnograficznego projektu. „Etnografika” bowiem nie umarła, a wręcz przeciwnie – ma się świetnie i miło nam donieść, że właśnie ruszyliśmy z nową edycją. Gościliśmy u nas wczoraj grupę uczniów z gimnazjum nr 9 w Bytomiu, przed którymi postawiliśmy ambitne zadanie samodzielnego odkrywania i dokumentowania zjawisk kulturowych. Oznacza to wiele pracy, ale (mamy nadzieję) i dobrej zabawy. Sami jeszcze nie wiedzą ile nie wiedzą! Ale się dowiedzą.:)

Wszystko to nastąpi w przeciągu najbliższych miesięcy, kiedy to zdobędą wiedzę o kulturze, antropologii i etnografii, dowiedzą się wszystkiego o metodach prowadzenia badań terenowych, tworzenia kwestionariuszy i w końcu sami wyjdą w teren, by aktywnie przeprowadzić własne badania, które zasilą później zbiór materiałów Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
Jest to na pewno zadanie ambitne i bardzo poważne, ale i elitarne – nie każdy prawdziwy badacz kultury miał okazję przeprowadzić własne badania. A obserwowanie i analizowanie własnej kultury na pewno jest trudniejsze od badania egzotycznych kultur z dalekich krajów.

Pierwsze zajęcia były nie tylko spotkaniem zapoznawczym, ale i wprowadzającym w temat. Czy można bowiem badać kulturę nie wyjaśniwszy najpierw czym właściwie jest kultura? Są też i inne pytania: co składa się na kulturę? Czy kulturę się ma, czy się ją nabywa? Czy kultura jest jedna, czy może jest ich wiele? Wymieniając kolejne skojarzenia odkryliśmy, że kultura to nie tylko sztuka (muzyka, film, malarstwo, architektura) i dobre wychowanie (nie bez powodu mówi się przecież o „kulturze osobistej”), ale również pewien styl życia charakterystyczny dla jakiejś społeczności. Kując żelazo póki gorące brnęliśmy dalej w temat i próbowaliśmy określić, jakie elementy składają się na naszą polską kulturę. Nie wymieniliśmy dużo (padły takie propozycja jak: stroje, język, Wigilia, rosół na obiad w niedzielę i kilka innych), więc z pomocą przyszedł nam mały przedstawiciel kultury japońskiej. Szybko ustaliliśmy, że jego dzień jest bardzo podobny do naszego (on również rano wstaje, myje się, ubiera, je śniadanie i idzie do szkoły), ale i zupełnie inny – zamiast łóżka ma rozwijany na podłodze materac, może ubrać się w kimono, na śniadanie zjeść ryż z miseczki za pomocą pałeczek, a jego dom może mieć papierowe ściany. Tym samym nasi młodzi badacze szybko uświadomili sobie, że kultura to również mniej oczywiste rzeczy, takie jak chociażby sztućce i sytuacja, w której ich używamy!
Tym samym dowiedzieliśmy się trzech rzeczy:
1. jak wiele elementów jest zależnych od kultury
2. jak trudno mówi się o własnej kulturze, ponieważ nie jesteśmy świadomi pewnych zjawisk
3. że nie wszystko jest tak normalne i oczywiste, jakby się na początku wydawało.

Tym samym przeszliśmy do wzoru kultury i konfiguracjonizmu, czyli (najprościej mówiąc) wielości sposobów organizacji różnych kultur, które nigdy nie są zbiorem dziwnych, nielogicznych cech, ale sensowną i wewnętrznie spójną, logiczną całością. Później pojawiło się zagadnienia relatywizmu kulturowego. To mądrze brzmiące sformułowanie oznacza, że nie można oceniać innej kultury naszą miarką, wartościować jej i poddawać krytyce, ponieważ nie ma czegoś takiego jak lepsza i gorsza kultura. Dla naszych młodych badaczy jest oczywiste, że naszego japońskiego przyjaciela nie możemy nazwać dziwakiem tylko dlatego, że ubiera się lub je inaczej niż my, ponieważ zachowuje się on zgodnie z tym, co jest normalne w jego kulturze.

Poza tym nie zabrakło również rozmowy o tym czym jest antropologia i etnografia, a także po co potrzebna nam wiedza o innych kulturach, ale i naszej własnej.
Następnym razem będziemy mówić o różnych sposobach zdobywania wiedzy i o historii badań terenowych. Nie wątpimy, że i z tym nasi gimnazjaliści poradzą sobie doskonale. Ostatecznie mają kogo naśladować – Bronisław Malinowski i Maria Antonina Czaplicka wiedzieli niejedno o prowadzeniu badań w terenie. Teraz nadeszła pora by dowiedzieli się tego również nasi adepci antropologii. Do boju!

(ZO)
onload='show_it();'