środa, 18 marca 2015

Trening czyni badacza!

Mówi się, że to trening czyni mistrza. Wierząc w prawdziwość tego stwierdzenia postanowiliśmy naszych młodych adeptów antropologii rzucić na głębokie wody, żeby sami w praktyce zobaczyli, jakie straszliwe rzeczy mogą się czaić na ich ścieżce badawczej. Lecz mimo pewnego dramatyzmu zabawa była udana.

Jak zwykle zajęcia zaczęliśmy od odrobiny teorii, tym razem na temat „jak badacz powinien zachować się w terenie?”. Innymi słowy omówiliśmy dokładnie kodeks prawdziwego etnografa, czyli co badacz musi zrobić, a czego kategorycznie nie może. Wymieniliśmy m.in.:
I – nie oceniamy i nie wartościujemy kultur, ludzi ani ich zwyczajów i przekonań
II – zachowujemy uczciwość i dyskrecję w zdobywaniu informacji. Zawsze prosimy informatora o zgodę na przeprowadzenie wywiadu i wykorzystaniu materiałów w celach badawczych
III – chronimy zdobyty materiał
IV – zachowujemy powagę i profesjonalizm. Nie komentujemy odpowiedzi, nie przerywamy informatorowi, nie naciskamy, zachowujemy się grzecznie i uprzejmie
V – przestrzegamy zwyczajów i przyjętych norm zachowań
Teoria badań terenowych wcale nie jest taka łatwa.
Burza mózgów trwa.
Na tym jednak nie koniec. Rozważając kwestię prowadzenia badań w terenie musieliśmy również zastanowić się nad podstawową kwestią, czyli tematem tychże badań. W czasie dyskusji gimnazjaliści doszli do wniosku, że:
- im mniejszy jest nasz obszar badawczy, tym więcej czasu możemy poświecić na jego dokładne zbadanie (innymi słowy dokładniej przebada się jedno plemię niż trzy, tak samo jak dowiemy się więcej badając jeden element kultury niż całą kulturę itd.)
- trzeba szukać problemów, którymi moglibyśmy się zająć. Jednakże w przypadku badania własnej kultury wiele rzeczy może badaczowi umykać, ze względu na „oczywistość” (ostatecznie ma to na co dzień, jest do tego przyzwyczajony i nie dostrzega w tym niczego ciekawego). Dlatego należy spróbować postawić się w miejscu „kosmity”
- wychodząc w teren trzeba mieć jakieś założenia i wiedzę teoretyczną (innymi słowo trzeba wiedzieć, czego się szuka), ale trzeba też być elastycznym, żeby nie podciągać wszystkiego pod wcześniej wymyśloną teorię.
Wszystko to jest jednak czczą gadaniną, jeżeli zapomni się o podstawowym źródle informacji o kulturze, czyli o człowieku! Dobry informator to bezcenny skarb dla każdego badacza. Wszystko objaśni, rozjaśni wątpliwości, wyprowadzi z błędu i odpowie na pytania. Jednakże nie należy zapominać, że nasz informator to nie jest Wikipedia na nóżkach, tylko żywa osoba, która siedzi z nami przy stole, patrzy na nas i zastanawia się po co te wszystkie dziwne pytania. Gimnazjaliści zauważyli m.in., że: w czasie rozmowy trzeba dostosować język do informatora (czy pytanie dotyczące ludycznych aspektów fazy postliminalnej rytuału przejścia będzie zrozumiałe dla Pani Ziuty?); to, że informator o czymś mówi, nie znaczy od razu, że w to wierzy (wypowiedź: „Święta spędzam w rodzinnym gronie. Najpierw dzielimy się opłatkiem, potem jemy kolację, a następnie czekamy na Mikołaja” niekoniecznie oznacza, że nasz siedemdziesięcioletni informator wierzy w św. Mikołaja); pozornie ta sama czynność może mieć różne znaczenie (można mrugnąć żartobliwie, zalotnie, konspiracyjnie albo po prostu mieć tik nerwowy); wszystko trzeba dokładnie notować, bo informacja zapisana na papierze traci swój kontekst (na pytanie: „Czy lubi Pan swoją pracę?” informator może odpowiedzieć: „ O tak, jest super”. Ale czy z tego zapisu możemy z całą pewnością ocenić czy informator faktycznie lubi swoją pracę? Może mówi o niej z ironią i przekąsem? Dlatego koniecznie musimy zanotować informacje, które pomogą nam później to ocenić, np. wyraz twarzy czy pozycję ciała naszego informatora).
Badacz w starciu z informatorem-olewatorem. Ten znudzony wyraz twarzy,
założone ręce i kiwający się w powietrzy trampek mówią wszystko...!

Każdy jednak jest mądry niczym Malinowski, jeśli tylko siedzi na krzesełku i bez zobowiązań deklaruje swoje hipotetyczne zachowanie w jakiejś sytuacji. Żeby przetestować teorię w praktyce na naszych młodych badaczy czekało nietypowe zadanie w postaci zabawy aktorskiej. Z grupy zostały wybrane osoby, które wcieliły się w rolę badaczy, w czasie kiedy ich koleżanki i koledzy wcielali się w rolę informatorów. Badacze
mieli przeprowadzić krótki wywiad na dany temat, próbując poprowadzić rozmowę w taki sposób, by dowiedzieć się konkretnej rzeczy. Nie było to jednak proste zadanie. Informatorzy zostali bowiem „wyposażeni” w różne cechy charakteru, które miały utrudnić badaczowi pracę. Był więc łatwo poddający się wzruszeniom informator-romantyk, znudzony rozmową informator-olewator, niepewny siebie informator „ale ja nie wiem”, niezdyscyplinowany informator-gaduła, a także informator-kłamczuch a nawet informator-śmieszek, który nie potrafił przestać chichotać. Reszta grupy w tym czasie obserwowała i notowała całą sytuację, starając się zebrać jak najwięcej informacji o temacie rozmowy, ale także wyłapać potencjalne błędy badacza. Jedno trzeba stwierdzić – badacze i obserwatorzy spisali się na medal, a informatorzy powinni otrzymać Oscara. :) 

Zdobytą w teorii i praktyce wiedzę będą mogli przetestować już niedługo. Ale najpierw czeka nas przygotowanie kwestionariusza. Do następnego razu!

(ZO)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

onload='show_it();'