wtorek, 9 kwietnia 2013

Analiza funkcjonalna

Wiem, wiem, tytuł brzmi tak poważnie i przerażająco, że mógłby odstraszyć niejednego śmiałka. Jeśli jeszcze dodać do tego, że na początku zajęć kontynuowaliśmy naszą rozmowę o szkieletach, możemy być świadkami poważnego ataku paniki u nieopierzonych badaczy. To jednak nie dotyczy naszych dzielnych gimnazjalistów! Ani rozmowy o szkieletach, ani ich rysowanie, ani nawet dziwnie brzmiący tytuł warsztatów nie zniechęca ich do zagłębiania się w tą cudowną dziedzinę nauki, którą jest etnografia i antropologia kultury.
Na naszych warsztatach wszystko może się zdarzyć, w związku z czym, nikt nie okazał nawet najmniejszego zdziwienia, gdy grupy dostały zadanie narysowania szkieletu… ale nie byle jakiego, że tylko kości, żebra, czaszka i te sprawy! Chodziło bowiem o szkielet wybranej instytucji kultury. Jak narysować szkielet gospodarstwa domowego albo szkoły? Tego nie wie nikt, oprócz uczestników naszych warsztatów, którzy z zadaniem poradzili sobie świetnie! Było oczywiście sporo śmiechu (jak to przy szkieletach), a zadanie mimo, że wydawać się mogło irracjonalne, miało głęboko ukryty sens edukacyjny.


Z powstałym w wyniku ciężkiej pracy i intensywnych dyskusji szkieletem, łączyły się dwie ważne rzeczy:


Po pierwsze, należało do niego dopisać „ciało i krew”, czyli rzeczywiste zachowania w ramach „szkieletowych” reguł (także odstępstwa od tych reguł) oraz „ducha”, czyli idee, wierzenia, wartości oraz zasady moralne, którymi kierują się ludzie w ramach tych instytucji.
Po drugie, w ramach zasiewania w młodych umysłach podstawowych zagadnień teorii kultury Bronisława Malinowskiego, należało w naszych instytucjach odnaleźć pierwotne potrzeby ludzkie, które są przez nie zaspokajane.

No… wszystko niby spoko oko i orzeszki, ale z tymi potrzebami to chyba małe przegięcie. Bo jak oddzielić pierwotne od wtórnych? Jak wyodrębnić poszczególne potrzeby skoro instytucje kultury są na tyle rozbudowane, że zaspokajają całą masę różnych potrzeb? Wszystko stało się łatwiejsze i lepiej zrozumiałe, gdy wyjaśniliśmy sobie kilka kwestii dotyczących tego, jak nasz Bronek pojmował kulturę.  Człowiek żyje i działa sobie w całokształcie środowiska kulturowego, które kształtuje go od urodzenia. Zgoda. To środowisko wytwarza tradycję, która określa w jakich okolicznościach, w jaki sposób i jakie czynności powinno się wykonywać, tworząc jeszcze odpowiednią ideologię wokół tych czynności. Zgoda. Tak pojęta tradycja przekazywana jest oczywiście z pokolenia na pokolenie, co gwarantuje jej ciągłość. Zgoda.

No ale po co te wszystkie tradycje, środowiska kulturowe, instytucje i systemy wychowawcze? Ano po to, żeby zaspokajać nasze potrzeby życiowe! Tak, kultura to ogromny aparat, częściowo materialny, częściowo ludzki, a częściowo duchowy, za pomocą którego człowiek daje sobie radę z konkretnymi, specyficznymi problemami, z którymi się styka. Nie ulega wątpliwości, że na samym wstępie stykamy się z problemami wynikającymi z naszych potrzeb biologicznych. Bo jak komuś burczy w brzuchu albo jak jest koszmarnie niewyspany, to nie będzie zajmował się ani próbami unowocześnienia i usprawnienia działania kosiarek elektrycznych, ani też nie poświęci się refleksjom nad sensem bycia u Heideggera. Zgoda?

Dlatego właśnie, Malinowski proponuje badać kulturę za pomocą analizy funkcjonalnej, czyli takiej analizy, która ma na celu nakreślenie stosunku między działalnością kulturową człowieka, a potrzebami, które ta działalność ma zaspokajać. Po kolei i na spokojnie. Stąd pojęcie instytucji, jako zorganizowanej jednostki, która zawiera zespół tradycyjnych wartości, do których ludzie wspólnie doszli. W ramach tej jednostki ludzie pozostają ze sobą w określonych stosunkach, przestrzegają pewnych norm i reguł danego stowarzyszenia, pracują przy pomocy pewnych materialnych urządzeń i w wyniku wspólnego działania, zaspokajają swoje potrzeby. Brzmi to w sposób bardzo skomplikowany, jednak, jeśli opisać to przy pomocy schematu, okazuje się być bardzo proste. Taka analiza pozwala nam określić formę i znaczenie obyczajów oraz wynalazków. Trzeba przyznać, że nasi gimnazjaliści opanowali schematy instytucji z szybkością błyskawicy i tak minął wieczór i poranek - metoda pierwsza.
Już niedługo relacja, z tego jak męczyliśmy pana Geertz'a :)

(MP)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

onload='show_it();'