piątek, 19 kwietnia 2013

Opis gęsty

Oj było gęsto na naszych zajęciach, gęsto od ćwiczeń, znaczeń i interpretacji. Teraz trzeba to jeszcze gęsto opisać. Zacznijmy więc od początku.
Oto pan Clifford Geertz, który wielkim antropologiem był. Nasi gimnazjaliści już się z nim zaznajomili. Zaznajomili się także ze stworzoną przez niego antropologią interpretatywną i nie ma na ziemi człowieka, który mógłby ich w tej metodzie zagiąć. Nie od razu jednak owce da się osiodłać, dlatego zanim stali się „ekspertami od Geertza” musieli się trochę pomęczyć.
Zaczęło się od tego, że po raz kolejny ustaliliśmy kilka ważnych kwestii. Po pierwsze zgodziliśmy się, że każdy się rodzi. To jednak nie wszystko. Każdy rodzi się gdzieś. I nie mamy tu na myśli dokładnego miejsca porodu np. w szpitalu, w domu, w stodole czy na polu, ale miejsce na świecie.

My urodziliśmy się [żyjemy] na Śląsku, wyszło jak wyszło, możemy podziękować rodzicom. Jednak mogliśmy równie dobrze urodzić się w USA, w Japonii, w Nigerii czy na Malediwach. Gdyby tak się stało, bylibyśmy zupełnie innymi ludźmi, ponieważ kultura miejsca, w którym żyjemy kształtuje nas, nasz sposób myślenia, sposób reagowania oraz interpretowania rzeczywistości. „Człowiek jest zwierzęciem zawieszonym w sieci znaczenia, które sam utkał” – powiedział mądry człowiek Max Weber, a drugi mądry człowiek w postaci Clifforda Geertza wykorzystał, jako punkt wyjścia dla swej teorii. Te znaczenia, w których sieci żyjemy, wytwarzane są w ramach kultury i ta sama kultura dostarcza nam narzędzi, które pozwalają nam je prawidłowo odczytywać. Wszystkie nasze codzienne doświadczenia poddajemy kulturowej interpretacji, która warunkuje nasze reakcje i zachowania. Uświadomienie sobie tego stanowi już połowę sukcesu!  
O co dokładnie chodzi z tymi znaczeniami wytłumaczyliśmy sobie na przykładzie starym jak wciskanie ludziom filcowym papuci w muzeach, opracowanym przez Gilberta Ryle’a, który opowiada o dwóch chłopcach gwałtownie mrużących prawą powiekę. U pierwszego z nich jest to mimowolny tik nerwowy, u drugiego natomiast jest to gest „puszczania oka”, który ma własną kulturową interpretację i to nie jedną! Przykład omówiliśmy, przyszła więc kolej na własne działania, no i się zaczęło.
Łatwo jest zgadzać się z panem Rylem (i z panem Geertzem), który wszystkie znaczenia gestu podaje nam pod nos, a cała nasza robota polega na przybraniu poważnej, pełnej godnego namysłu miny i mądrym potakiwaniu. Gorzej, gdy dostajemy goły gest, a znaczenia musimy sami odnaleźć. Nasi gimnazjaliści przekonali się, że zwyczajne gesty, takie jak pokazanie języka czy machanie ręką mogą mieć całą masę znaczeń. Zadaniem było nie tylko wypisanie możliwie największej liczby znaczeń poszczególnych gestów, ale także (a może przede wszystkim) dopisanie do nich kontekstów, które pozwalają nam odczytać ich właściwe znaczenia. Głupio byłoby pomylić gesty prześmiewcze z flirtem. Tylko jak to się dzieje, że z reguły takie pomyłki nam się nie zdarzają? Właśnie w tym tkwi tajemnica gestów, na które składają się zachowania oraz ich kulturowa interpretacja.
A co się stanie, jeśli interpretacji nie znamy? Jeśli znaczenia gestu odczytywane są przez obcą dla nas kulturę? Sytuacja się zdecydowanie komplikuje, nawet jeśli mówimy tylko o kulturze ludowej.
Mamy czynności – wylanie wody na drogę; zasłonięcie luster, okien, telewizora i szklanych przedmiotów w pokoju; umieszczenie mirtowego wianka w cylindrze itp. Same czynności pozbawione okoliczności, w których są wykonywane nie mają najmniejszego sensu. Stąd pierwsza zasada etnografa – gdy jesteś w terenie obserwuj! Obserwuj intensywnie, obserwuj wszystko i zapisuj bardzo szczegółowo! Dzięki obserwacji i „gęstym” opisaniu poszczególnych zjawisk, z którymi się spotykamy w terenie, nasza wiedza rośnie. Przykład? Wystarczy powiedzieć, że zasłanianie szklanych przedmiotów, luster i telewizora odbywa się w pokoju, w chwilę po śmierci, zaraz po tym jak gasi się gromnicę i zamyka oczy zmarłemu. No dobra, można jeszcze dodać, że zasłaniający trochę nerwowo sprawdza, czy zmarły nie "odbija się" w zasłanianych przedmiotach.
Wiemy już zdecydowanie więcej. Znamy okoliczności, które pozwalają nam wysuwać różnego rodzaju interpretacje. Interpretacje jednak mają to do siebie, że mogą być złe. Gimnazjaliści przekonali się, że na samych obserwacjach można sobie mózgi połamać, a w dalszym ciągu pozostaniemy ciemni w kwestii wybranego obyczaju. Pokazuje nam to jasno, że nie nasza interpretacja jest tu istotna, ale interpretacja człowieka, który ten zwyczaj praktykuje. Rozmowa z Informatorem, który powie nam, że trzeba zasłonić te przedmioty po to, żeby nie ukazało się w nich odbicie zmarłego, ponieważ wtedy będzie w domu „dwóch zmarłych”, co oznacza, że śmierć może powrócić i zabrać jeszcze kogoś, wyprowadzi nas z ciemności, w których błądziliśmy.
Odpowiednio opisany i zinterpretowany zwyczaj dostarcza nam materiału, na którym dokonujemy kolejnych, naukowych interpretacji, próbując, na tyle, na ile to możliwe zrozumieć sposób myślenia i działania ludzi w badanej przez nas kulturze. Nie jest to łatwe zadanie, ale podciepom też nie było w życiu łatwo, o czym nasi gimnazjaliści także już doskonale wiedzą. W gruncie rzeczy antropolog, to też taki trochę podciep jest.

(MP)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

onload='show_it();'